niedziela, 18 lipca 2010

Daylight Frequencies



Powitajcie młody zespół z Wielkiej Brytanii!!!! Mowa o Daylight Frequencies (wczeniejsza nazwa zespołu The Red Mountain Espionage)! Pierwszy raz styczność z tą kapelą miałem jakieś 2 miesiące temu. Na starcie włączyłem utwor z ich epki Six In the chamber, byłem podekscytowany, po pierwszej minucie wiedziałem czego mogę się spodziewać! Brudnego, ciężkiego neo-psychodelicznego rocka. Six In the chamber to zdecydowanie mój faworyt, trance-owy, duszny klimat, który wwierca się w mózg! Kolejna pozycja, która mi się bardzo spodobała na Epce to Rustic Bones ze swoim klaustrofobicznymi dźwiękami, przytłaczającym wokalem i mrocznymi klawiszami w tle. Na epce znajdują się jeszcze Sure fit noose i Lions Den ale o nich nie będę pisał po prostu sprawdźcie sami!! Od tej epki nie jestem w stanie się oderwać, co jakiś czas powracam do ich muzyki. Jest to po prostu zespół, którego trzeba przesłuchać, jeżeli jesteś fanem muzyki psychodelicznej i uwielbiasz kapele takie jak The Black Angels, Black Rebel Motorcycle club to na pewno wsiąkniesz w klimat Daylight Frequencies!! Ostatnio na facebooku zespół ogłosił, że będzie nagrywał nowe utwory…zatem nie zostaje nam nic jak czekać!!



Zapraszam na bloga dirtysexykarma gdzie można przeczytać recenzje epki Terri plus wywiad z Daylight Frequencies!


Epka do pobrania tu!

Myspace zespołu

_____________________________________________________


Welcome a young band coming from UK! It's about Daylight Frequencies (previous name of the band The Red Mountain Espionage). The first time I had to contact with them was about two months ago. At the very start I played a piece from their EP called 'Six in the Chamber'. I got excited, after the first minute of listening I knew what I could have expected. Dirty, heavy neo-psychedelic rock! Six in the Chamber is definitely my favourite one, there' something about it's trance sound that haunts you , it gets into your brain! Another song that appealed to me was 'Rustic Bones' with it's claustrophobic sound, overwhelming vocal section and dark background keyboard.

You can also find 'Sure fit noose' and 'Lions Den' on the EP, but I won't write about these - check'em out yourself! It's an EP I can't get enough of, I keep coming back to DF's music.

If you're a fan of psychedely and you love bands like The Black Angels, BRMC, then I'm sure you'll love Daylight Frequencies's sound! The band has recently announced on their facebook that they're about to record songs for a new album! So there's nothing to do but wait!


I recommend you dirtysexykarma blog, where you can read Terri's review of the EP or even her interview with Daylight Frequencies!



EP download here!

The band's myspace

Text: Mort
Translation: Jelizarose

sobota, 10 lipca 2010

Chief Nowhere


Chief Nowhere, a band from the Los Angeles area of California, west coast of USA, has been together for a few years now, and has released their self-titled first album. Readers of this blog are fans of The Brian Jonestown Massacre, I am sure, and may well know The Committee To Keep Music Evil, Jonestown's collective of artists whom they support and release music for. Chief Nowhere is part of The Committee. The band boasts as one of its members, the brother of the legendary Mr. Rob Campanella, Andy Campanella, along with C.J. Cevallos and Colin Clark (original member Gabriel Cohen has since departed the band). This band created an album that is mostly instrumental, as they explain on their MySpace, and it is a phenomenal piece of modern psychedelia, drawing its influences from classic bands, but shaping its own music as vast, multi-layered sound-scapes capable of blowing your mind in their own right. Technical Difficulties, arguably the highlight of an album with no lows, uses the interplay of growling guitar and wah-wah effects that is just plain mesmerizing. I highly suggest listening with your favorite headphones to get the full effects. The keys and flute used in much of this self-titled first album help to create the psychedelic sphere of excellence, so it is sad to see the note on Chief Nowhere's Myspace page that Gabe Cohen, the member who played those parts, has now left the band. But the band is continuing to work on songs for a next album, good for us! Have a listen to the album's songs, they are all up on the Myspace Player, plus a live track and a demo track, too, and watch the video with Rob playing with his brother's band. Excellent psychedelia, guys, keep it coming!! We love it.

Chief Nowhere's self titled, self produced and released debut album is available to all on iTunes.

_______________________________________________________________________

Chief Nowhere to zespół pochodzący z okolic Los Angeles, miasta położonego w stanie Kalifornia na zachodnim wybrzeżu USA. Grają razem od kilku lat i dotychczas wydali swój debiutancki album zatytułowany po prostu Chief Nowhere. Jestem pewna, że większość czytelników tego bloga to fani The Brian Jonestown Massacre i jest zaznajomiona z ugrupowaniem Keep Music Evil. Jest to zbiorowość artystów wspieranych przez TBJM. Chief Nowhere jest częścią tej społeczności. Zespół może pochwalić się tym że do ekipy należy brat legendarnego Pana Rob-a Campanelli , Andy Campanella wraz z CJ. Cevallos i Colin-em Clark-iem ( Oryginalny członek zespołu Gabriel Cohen odszedł z kapeli). Ten zespół stworzył album w dużej mierze instrumentalny. Jak to określa zespół na swoim Myspace, jest to fenomenalny kawał nowoczesnej psychodeli. Czerpiąc z dorobku klasyków, ale kształtując swój własny styl muzyczny jako bogaty, wielowarstwowy sound-scape-owy, potrafi powalić słuchacza na kolana.
‘Technical Difficulties’ to bez dwóch zdań najmocniejszy punkt tego świetnego albumu,
możecie tam usłyszeć warkot gitar oraz efekt „wah-wah”, który wprost hipnotyzuje.
Zdecydowanie radzę odsłuchanie tego albumu z waszymi ulubionymi słuchawkami na uszach dla uzyskania pełnego efektu. Keyboard i flet, które możemy słyszeć przez większość czasu trwania albumu dopełniają wrażenie psychodelicznej doskonałości. Dlatego zasmuciła mnie notka, jaką przeczytałam na stronie Myspace zespołu, informująca o tym, że Gabe Cohen, odpowiedzialny za te sekcje dźwiękowe, opuścił zespół. Kapela kontynuuje jednak prace nad nowymi kawałkami które znajdziemy na następnym albumie. Możecie posłuchać nagrań z wydanego już albumu. Wszystkie z nich są dostępne do odtworzenia na Myspace zespołu. Jeśli zajrzycie na ich stronę możecie obejrzeć również wideo Rob’a grającego z zespołem swojego brata, a także odsłuchać demo i kawałek w wersji live udostępnione przez kapelę.
Doskonała psychodela, chłopaki, tak trzymajcie! Uwielbiamy wasze brzmienie!

Chief Nowhere, album wyprodukowany i wydany przez sam zespół, jest dostępny poprzez iTunes.

Text: Terri
Translation: Jelizarose

wtorek, 6 lipca 2010

Trip Inside This House


Jakiś czas temu Terri podrzuciła mi link do kompilacji Trip Inside This House, Summer Solstice, Vol. III. Idea tworzenia składanek z muzyką psychodeliczną i to jeszcze z muzyką nastawioną na letnią, gorącą, upalną pogodę kojarzącą się z relaksem, odpoczynkiem i zielenią wydała mi się bardzo ciekawym pomysłem. Także długo nie myśląc ściągnąłem z bloga Valisa kompilacje, wypaliłem na płytę, a płytę wrzuciłem szybko do odtwarzacza! W pierwszym momencie zwróciłem uwagę na okładkę, która jest bardzo psychodeliczna! Bardzo mi się spodobała! Zresztą sami zobaczcie!
Natomiast z czym się spotkałem słuchając tej płyty. Summer Solstice vol.III otwiera kapela The Love Explosion ze swoim eksperymentalnym/ambientowym utworem Sunday Morning, przy którym wskazane jest zamknąć oczy, odprężyć się, wziąć kilka głębokich wdechów i przygotować się na kosmiczną podróż. Po wprowadzeniu nas do świata psychodeli stery przejmuje The Early Days ze swoim leniwym, kojącym kawałkiem Shadows of Mit. Whitney v.2 Ucieszyłem się jak na traciliście zobaczyłem zespół Chatham Rise! Miałem okazję wcześniej wsłuchać się w twórczość tej kapeli , idealnie pasuje do tej kompilacji. Po słodkim lenistwie Chatham rise pod osłoną nocy obiera kierunek w nieznane, do miejsca tajemniczego napawającego nas zachwytem i jednocześnie lękiem ze swoim utworem Cloud. 4 utworem Lost is Found , Sky Picnic wyrywa nas z krainy tajemniczości i zabiera do mistycznego , bajecznego świata ( twórczość tego zespołu zawsze kojarzyła mi się właśnie z czymś takim!). Jesteśmy w połowie drogi do naszego celu!! Lyserg Sands ogłasza przerwę utworem Lost In Time! Czas na relaks przy muzyce reggaewo psychodelicznej z elementami hawajskich dźwięków. Wszyscy wypoczęli? Zatem ruszamy dalej! Tym razem naszym pilotem będzie Riding The Riff z Trip Inside The House! Wyjrzyjcie przez okno i podziwiajcie otaczający nas psychodeliczny, kosmos jesteśmy co raz bliżej naszej oazy! Czyżbyśmy byśmy już dotarli? A jeżeli polecieliśmy za daleko?! Nie , wszystko jest pod kontrolą (The Sound of ) Kaleidoscope – Vapor rising mix.2 wie gdzie mamy trafić, mimo tego że zboczyliśmy z kursu. Teraz Helicon, którego zacząłem słuchać tydzień temu i zakochałem się w ich muzyce. Panikujcie wszystko jest ok.! Już jesteśmy ! Możecie wyjść i podziwiać gdzie dotarliśmy! Kraina , w której można zatracić się , uspokoić , uciec od wszystkich problemów i trosk! Tekst Helicon wyjaśnia wszystko, co nas spotyka :
„Take the lift to the 13th floor
Raoul Duke will open the door
You’ll trip inside this house

Black Angels are guarding the gate
Inside a massacre lies in wait
You’ll trip inside this house

Spacemen serving Electric Koolaid
The Warlocks are dead
And Syd is insane
You’ll trip inside this house

Oasis of noise in the Underground
Be it Velvet or Bloody
You’ll drown in the sound
You’ll trip inside this house

And if you see Jesus and Mary in chains
Tell them Keep Music Evil
That’s where our god reigns
You’ll trip inside this house

The Morning After Girls will make love to you
They’ll be no Valentine
Because you’ve been abused
You’ve tripped inside our house

Trip inside this house
Trip inside this house……….”


Wszystko to w utworze Panic , Everything is ok. Budzimy się i wita nas leniwie Joseph Demaree z Trip Inside This House mix. Tak jak The love explosion wprowadzał nas do podróży , tak teraz ją kończy utworem The Perverse Carees of Stan! Jak się podobała podróż ? Bo mi bardzo i powtarzam ją co jakiś czas. Wielkie podziękowania dla Valisa za to co robi i dla zespołów, które specjalnie nagrywały utwory do tej kompilacji ( co da się usłyszeć w tekstach). Dla tych którzy nie wiedzą Valis prowadzi bloga. Możecie zobaczyć w rubryczce Friends „Trip Inside This House” oraz zachęcam do słuchania jego audycji! od południa do 14:00. Dla tych, co przegapią jest streaming z audycji Valisa tu!

Ściągnij Trip Inside This House, Summer Solstice, Vol. III

_____________________________________________________________________

A while ago, Terri sent me a link to the Trip Inside This House, Summer Solstice, Vol. III
compilation.
The idea of creating a psychedelic medley consisting of music destined for hot summer relaxing time seemed like an incredibly interesting idea! So without hesitation I downloaded the free compilation from Valis’s blog, burnt it on a CD and played it on my stereo right away! The first thing that caught my attention was a very psychedelic album cover, I loved it! You can check it out yourself!


Here’s what I came across during the first listen: Summer Solstice vol. III is opened by The Love Explosion with their experimental/ambient piece titled ‘Sunday Morning’. While you listen, I advise you to close your eyes, relax, take a few deep breaths and prepare for a cosmic trip. After that introduction to the world of psychedelia, The Early Days takes over with their lazy, nerves soothing piece called ‘Shadows of Mt. Whitney v.2 ’. It made me very happy to see Chatham Rise on the tracklist! I’ve had the opportunity to listen to this band’s work before, it suits the compilation perfectly. After the lovely laziness, undercover of the night, Chatham Rise takes over leading us into unknown, to a mysterious, heavenly,
and appalling place, all at the same time, with their new piece ‘Clouded’. Number four on the compilation belongs to Sky Picnic with the song called ‘Lost is Found’, which tears us from the mysterious valley and takes us into a mystical, fairy-tale-like world (this band’s music has always made me think of such a place!). We are half way to our destination! Lyserg Sands announces a break with his ‘Lost in Time’! Time to relax with reggae/ psychedelic music with elements of
Hawaiian music style. Everybody’s rested? So let’s move on! This time Riding the Riff of Trip Inside This House will be our pilot! Look out the window and admire the surrounding psychedelic Universe, we are getting close to our oasis! Are we already there? What if we’ve gone too far? No, everything is under control,
(The Sounds of) Kaleidoscope with ‘Vapor rising’ knows our direction, even though we’ve lost our track. Now it’s time for Helicon, I’ve started to listen to a week ago and fell in love with their music. Panic, everything is ok! We’ve reached our destination! You can come out and marvel at the view! We’re in a place where you can lose yourself, soothe your mind, escape all your problems and worries! Helicon lyrics predict all the things awaiting you:

„Take the lift to the 13th floor
Raoul Duke will open the door
You’ll trip inside this house

Black Angels are guarding the gate
Inside a massacre lies in wait
You’ll trip inside this house

Spacemen serving Electric Koolaid
The Warlocks are dead
And Syd is insane
You’ll trip inside this house

Oasis of noise in the Underground
Be it Velvet or Bloody
You’ll drown in the sound
You’ll trip inside this house

And if you see Jesus and Mary in chains
Tell them Keep Music Evil
That’s where our god reigns
You’ll trip inside this house

The Morning After Girls will make love to you
They’ll be no Valentine
Because you’ve been abused
You’ve tripped inside our house

Trip inside this house
Trip inside this house……….”

And you can find all this in Helicon’s piece ‘Panic, Everything is ok’. You wake up, welcomed by the lazy sounds of Joseph Demaree of Thip Inside This House mix. As The Love Explosion lead
us into this journey, now they end it with a piece called ‘The Perverse Caress of Satan'. How did you like the trip? I loved it and repeat it every once in a while .
We’d like to extend our warmest thanks to Valis for what he does and the bands that recorded especially for this project (you can hear it in the lyrics). For those who don’t know, Valis writes his own blog ‘Trip Inside This House’, you can find it in
our ‘Friends’ section. I also encourage you to listen to his broadcast on each Tuesday from noon to 2pm, those who miss it can find the streaming here!

Download Trip Inside This House, Summer Solstice, Vol. III


Text: Mort
Translation: Jelizarose
Photoshop: CzerwonyKaptur

niedziela, 4 lipca 2010

Awesome Psychedelic Doom From Estonia


This is my first post on this blog. But let me first introduce myself. I'm Riez, a Dutch guy who is totally addicted to guitar music (60's Rock, Stoner Rock, Psychedelic Tunes, Garage, Punk, Thrash Metal, Death Metal and so on). Normally I do postings here and here. So far enough about me.
My first post is the awesome album EOS by the great Estonian bass and drum Duo Talbot. These guys plays some great Psychedelic Doom. I saw Talbot in action last april and they did truly impress! EOS is an album with seven tracks and they're all killers. It kicks of with the intro "Threshold" which is followed by the Heavy "Cayenne". Both guys do sing on this album, the bass player does more real singing and the drummer does the grunting parts. In my opinion this is one of the best album of 2010 so far! And Talbot is giving it away for free! Get the album here and enjoy! (On their website you can also download their first EP Tundra).
______________________________________________________
To mój pierwszy post na tym blogu. Nazywam się Riez, jestem Holendrem, maksymalnie uzależnionym od muzyki gitarowej (tj. rock z lat 60, stoner, psychodelia, garage, punk, thrash metal, death metal itd.). Zazwyczaj piszę tutaj i tutaj. To tyle o mnie.
Mój pierwszy wpis będzie poświęcony znakomitej płycie EOS, estońskiego basowo-perkusyjnego duetu Talbot. Chłopaki grają znakomity, psychodeliczny doom. Widziałem ich w akcji w kwietniu i zrobili na mnie olbrzymie wrażenie! Na EOSznajdziemy siedem kawałków, wszystkie z nich to typowe killery. Album otwiera intro Treshold, które przechodzi w ciężkie Cayenne. Obu członków zespołu śpiewa na tym krążku, basista odpowiada za tradycyjne wokale, a perkusista za growl. Moim zdaniem jest to póki co jedna z najlepszych rzeczy w 2010 roku. Zespół udostępnił tę płytę za darmo, możecie ją ściągnąć stąd! Miłego słuchania! (z oficjalnej strony kapeli możecie pobrać również ich debiutancką Epkę).
Text: Insane Riez
Translation: Robert Wójcik


Talbot - EOS (2010)


czwartek, 1 lipca 2010

Wooden Shjips @Powiekszenie (Warsaw, Poland) - 28.06.10



28 czerwca do Warszawy zawitał zespół, na koncert którego czekałem dobre dwa miesiące. Mowa o pochodzącej z San Francisco kapeli o ciekawej nazwie – Wooden Shjips. Występ odbył się na Nowym Świecie w klubie Powiększenie. Jest to wybór jak najbardziej trafiony, bo samo centrum, bo fajna miejscówka, bo mam blisko (ten ostatni powód jest być może dość egoistyczny, jednak lubię koncerty odbywające się niedaleko od mojego domu ;), aczkolwiek jedna rzecz mogła przeszkadzać, ale o tym w dalszej części.
Do Powiększenia, a właściwie pod Powiększenie dotarliśmy koło godziny 20. Od razu spotkaliśmy ekipę Sunday at Devil Dirt wesoło gaworzącą z basistą Wooden Shjips, nieopodal stała reszta zespołu wraz z panią, która gra na klawiszach w Moon Duo, czyli pobocznym projekcie wokalisty i gitarzysty Wooden Shjips, Erika Ripleya. Chwilę później na scenie pojawił się warszawski zespół Setting the Woods on Fire, pełniący tego dnia rolę supportu. Przy całym naszym uwielbieniu dla Settingów, tego dnia postanowiliśmy jednak odpuścić ich gig, gdyż dość agresywna muzyka prezentowana przez warszawskie trio w żaden sposób nie pasuje do psychodeliczno-transowego Wooden Shjips. W czasie ich koncertu postanowiliśmy zamienić dwa słowa z gwiazami wieczoru oraz „szczelić” sobie pamiątkową fotkę.

Wooden Shjips pojawili się na scenie Powiększenia o 21. Od samego początku zaatakowali dość skromnie zgromadzoną publiczność gęstą, mocno transową psychodelią. Od pierwszych dźwięków nowego, niezatytułowanego jeszcze utworu wiedziałem, że to będzie znakomity koncert. I ani trochę się nie myliłem. Panowie zabrali mnie na godzinną przejażdżkę motocyklem po księżycu. Było bardzo tripowo. Już sama sekcja rytmiczna sprawiała, że zupełnie odpływałem. Grali bardzo prosto (dla zobrazowania – jeden kawałek to mniej więcej cztery dźwięki basu), ale w prostocie siła. Jest to kolejny zespół, który udowadnia starą prawdę, nie trzeba grać miliona dźwięków na sekundę, żeby muzyka była ciekawa. Jeśli do wspomnianej sekcji rytmicznej dołożymy kosmicznie brzmiące klawisze (serio, kosmicznie to najlepsze słowo), typowo shoegaze’ową, jazgoczącą, hałaśliwą gitarę oraz leniwy wokal z olbrzymią ilością pogłosu (Ripley mógł śpiewać nawet po chińsku – i tak nie dało się nic zrozumieć ;) to dostaniemy przepis na koncert idealny!

Panowie zagrali bardzo przekrojowo. Zamieszczona wyżej setlista, spisana przez Ripleya na szybko przed klubem nie pokazuje do końca tego, co publiczność mogła usłyszeć (np. nie zagrali We Ask You to Ride z debiutu, a pojawiło się Vampire Blues z najnowszego dzieła Amerykanów, czyli Vol. 2). Wykonali 9 utworów (+ 1 na bis), wszystkie brzmiące tak jak opisałem wyżej, a więc cudo. Do wyboru kawałków nie można się przyczepić (prywatnie mogę tylko dodać, że zabrakło mi wspomnianego We Ask You to Ride i I Hear the Vibrations. Jednak zdaję sobie sprawę, że to nie był koncert życzeń w nadmorskim kurorcie). W ramach ciekawostki warto dodać, że między utworami słyszeliśmy jakieś ćwierkanie ptaszków puszczone z walkmana(!). Pojawiły się też wizualizacje, ale przez nie najlepiej ustawiony projektor ich istnienie można pominąć.
Teraz trzy rzeczy, do których chciałbym się przyczepić.
1.      Moon Duo – byli tam w komplecie, szkoda, że nie zdecydowano się na zorganizowanie koncertu obu zespołów.
2.      Powiększenie – jeden jedyny problem z tym klubem jest taki, że koncerty muszą się skończyć o 22. Tak było też tym razem. Panowie z Wooden Shjips co jakiś czas zerkali na zegarki, żeby nie przekroczyć ustalonej granicy, a było widać, że chcieli zagrać dłużej. Mogli zacząć ciut wcześniej.
3.      Wizualizacje – brakowało ich jak cholera, tzn. były, ale nie było ich widać tak jak trzeba. Dzięki nim zespół mógłby zabrać publiczność na jeszcze ciekawszą wycieczkę.
Koniec narzekania. Reasumując, mimo drobnych niedociągnięć występ był znakomity. Czyżby koncert roku? Za wcześnie na taką ocenę, ale już teraz mogę powiedzieć, że póki co Wooden Shjips okupują podium!

Ps. Widząc Woodenów na scenie miałem wrażenie, że obcuję z mocno wykręconymi ludźmi. Erik Ripley z długą biało-czarną brodą w japonkach, obsługujący wszystkie pokrętła przy efektach nogami, Omar, perkusista, zabawnie podskakujący na stołku przez cały koncert, Dusty, basista, ruszający się jakby… no właśnie nie wiem do czego to porównać, ale jego sceniczna poza była jedyna w swoim rodzaju. Przy nich, Nash, klawiszowiec wyglądal zupełnie niepozornie... ale grał kosmicznie ;)




___________________________________________________________________



On the 28th of June, in Warsaw, took place a concert I’ve waited for over two months.
It’s about the band coming from San Francisco, called Wooden Shjips. The event took place in Nowy Świat Street in Powiększenie Club. A very well-aimed concert location. Downtown, a cool spot, close to my place of residence (the last reason might be a little egoistic, but I really like it when concerts are played near the place I live in ;) ), anyway there was one thing that bothered me, but we’ll get there.
We arrived at Powiększenie about 8 pm. Right away we ran into Sunday at Devil Dirt’s crew talking to the Wooden Shjips’s bassist. Nearby, there was standing the rest of the band along with the lady playing keyboard in Moon Duo, a side project of Wooden Shjips’s  vocalist and guitarist, Erik Ripley. In a while Setting the Woods on Fire, a band coming from Warsaw and supporting WS on that day, appeared on the stage. With all our love for StWoF on that day we decided to intentionally miss their gig, because quite aggressive music played by the Warsaw trio doesn’t fit the trance/psychedelic style of Wooden Shjips. During their performance we decided to chat with the stars of the evening and to ‘shoot’ a keepsake photo. 

Wooden Shjips appeared on the stage of Powiększenie at 9 pm. From the very beginning they attacked the restrained audience with deep,  powerful trance/psychedely. From the very first sound of a new, untitled yet piece, I knew that it’s going to be a concert to remember. And I was right. The gentlemen took me on an hour lasting motorcycle trip to the moon. Just the rhythm itself made me float away completely. They played in a very simple way ( to help you get the idea – moreless four sounds of  the bass made one piece), but there’s power in simplicity! Here’s another band proving an old truth, you don’t have to play a million sounds per second to make music interesting. Adding to the mentioned rhythm section, a keyboard sounding in a cosmic way (seriously the most adequate word), characteristic shoegazy, clattering, noisy guitar and a lazy vocal with a lot of reverb (Ripley could have sung even in Chinese, you couldn’t understand a word ;) ), you get a perfect combination!

The gentleman played pieces of all the albums they’ve released so far. The setlist’s picture above doesn’t exactly show the pieces we could hear during the show ( for instance, they didn’t play ‘We Ask You to Ride’ of their debut LP, but did play ‘Vampire Blues’ of their recent album Vol. 2 instead). Altogether,  they performed 9 fantastic pieces (+1 they played encore). You wished the choice of pieces was a little different (Personally, I missed the mentioned ‘We Ask You to Ride’ and ‘I Hear the Vibrations’). Anyway, I do realize it wasn’t a wish concert.
As an  interesting side note, I can add that during the breaks between separate pieces we could hear birds’ tweet played on a walkman(!). There were also some visualizations, but since the projector’s location wasn’t really thought through, we can as well assume there weren’t any.

There were three things that bothered me:
1.      Moon Duo – even though both the band members were present on that day Moon Duo didn’t support the star of the evening.
2.      Powiększenie – the one and only problem with this club is that concerts always end before 10 pm. And so it did this time. The band members had to check what time is it every once in a while to end the concert before the settled time. And you could actually see that they wanted to play some more. Well, they could have started the show a bit earlier.
3.      Visualisations – I missed the hell out of them, I mean there were some, but weren’t visible. Thanks to them the band could have taken us on an even more interesting trip.

No more complaining. Summing up, the performance was amazing, maybe the best concert of the year? Too soon to tell, but I can say that so far Wooden Shjips has taken the first place!

Ps. Seeing Wooden Shjips on stage I had the impression that I’m having contact with some twisted people…in a good way of course. Erik Ripley with his black & white beard wearing flip-flops, using all the effect buttons. Omar, the drummer, ‘jumping’ on his chair in a funny way. Dusty, the bassist, moving like…well, I can’t really compare it to anything since his stage manner was one of a kind. Nash, the keyboard player looked quite inconspicuous, but played in a cosmic way ;)








Text: Robert Wójcik
Translation: Jelizarose
Photos: Mort (except group photo)


Watch live video from From Stage on Justin.tv